Pomaganie jest fajne

Co w życiu tak naprawdę jest ważne? Gdy 3 marca dowiedziałam się, że muszę zacząć walczyć o życie, to wszystko inne przestało mieć znaczenie. Jestem mamą małej córeczki, która mnie potrzebuje. Mam dopiero 36 lat i niezwykle rzadki nowotwór, który dał przerzuty. Mam jednak siłę, by wierzyć, że go pokonam. Lekarz powiedział, że moją ostatnią nadzieją jest immunoterapia, nierefundowana… Bardzo proszę o pomoc w jej opłaceniu. To leczenie to moja szansa na życie.

Zaczęło się od bólu brzucha, z boku. Trwał kilka dni, aż w końcu poszłam do lekarza. Gdy nacisnął mnie mocniej w jednym miejscu, myślałam, że umrę z bólu. Już 4 godziny później byłam na SOR, gdzie badanie wykazało guzy na nerce. Wystarczyła chwila, by cały świat legł w gruzach…

Badanie tomograficzne ujawniło scenariusz, którego nie mogłam przewidzieć nawet w najgorszych koszmarach – nowotwór złośliwy nerki. Usłyszałam, że zostało mi kilka lat życia… Przerażenie, rozpacz, zagubienie i jedno pytanie. Co teraz? Gdy człowiek dowiaduje się, jaki dostał wyrok, najpierw nie wierzy, a potem wypiera tę myśl. Przecież to niemożliwe, nie ja, nie moja rodzica… Nowotwór jednak nie wybiera. Zaatakował mnie, a ja muszę zrobić wszystko, by żyć. To nie takie łatwe, gdy jest się pozostawionym samym sobie…

Już następnego dnia po diagnozie rozpoczęliśmy poszukiwania najmniejszego promienia nadziei. To był początek pandemii, szpitale się zamykały. W ostatniej chwili udało nam się załatwić operację. Konieczne okazało się wycięcie nerki, z nadnerczami i węzłami chłonnymi.

Czekanie na wynik pobranej próbki było chyba jeszcze gorsze, niż moment, gdy dowiedziałam się o najgorszym. Nowotwór nerkowokomórkowy – bardzo rzadki i bardzo groźny. Na świecie jest tylko 60 przypadków takich jak mój…

Po operacji wypuścili mnie do domu z informacją, że więcej nie są w stanie zrobić i za trzy miesiące mam się stawić na kontroli. Strach jednak na to nie pozwolił. Z mężem zjeździliśmy prawie całą Polskę, w końcu trafiliśmy na wspaniałego lekarza w Katowicach, który zrobił badanie tomografem całego ciała. To wykazało przerzuty do płuc i węzłów chłonnych…

Dowiedziałam się, że nie ma dla mnie nadziei. W świetle przepisów byłam zbyt zdrowa na rozpoczęcie refundowanego leczenia. Wymagane objawy pojawią się w ostatniej fazie choroby, kiedy leczenie będzie już niepotrzebne… Bezduszność systemu jest tak samo porażająca, jak samo chorowanie na nowotwór. Co mieliśmy zrobić? Poddać się i czekać na koniec? Z tym nie da się pogodzić…

Trafiliśmy do wybitnego specjalisty od nowotworów nerek w Otwocku. Udało nam się rozpocząć leczenie chemią, jednak musimy płacić za nią sami. Za trzy miesiąca się skończy, a wtedy konieczna będzie immunoterapia. Jednak to leczenie odpłatne, które przekracza możliwości finansowe naszej rodziny. Miesiąc leczenia to aż 40 tysięcy złotych, a to musi trwać minimum dwa lata i nie może być przerwane!

Ile warte jest moje życie? Ponad milion złotych. Bardzo proszę, pomóż mi, a obiecuję, że zrobię wszystko, żeby wygrać tę walkę! Mam tylko 36 lat i córeczkę, którą muszę wychować. Tak bardzo chcę żyć…

Ewelina


Kliknij, aby wesprzeć

Źródło: www.siepomaga.pl